Lekcje z życia

Lekcje z życia

Mam wrażenie, że ostatnio życie wysyła mi jeszcze więcej sygnałów i daje lekcje, na które w tym momencie jestem już gotowa i z których wyciągam wnioski na przyszłość. Każde nowe doświadczenie to kolejna cegiełka, którą dokładam do swojego ja i nawet jeśli w danym momencie nie czuję się z tym komfortowo – na dłuższą metę każda z tych lekcji jest wartościowa i ważna dla mojego rozwoju.

Uwaga, testuję nowy format komunikacji z Tobą Pomyślałam, że przyszła pora na to, by opowiadać również swoją historię, moje motywacje, lęki, sukcesy i porażki. I w nie wplatać wiedzę na tematy pracy zdalnej, na której znam się bardzo dobrze. Bo czuję potrzebę, by czasem napisać o czymś głębszym i podzielić się z Tobą tym, co siedzi mi aktualnie w głowie.

Aktualna sytuacja

Aktualna sytuacja jest taka, że dziś, po kilku ciężkich tygodniach życia mogę usiąść i na spokojnie przeanalizować to, co się ostatnio wydarzyło w naszym kraju i społeczeństwie, a przede wszystkim w mojej głowie. Mój wcześniejszy pomysł na życie sprowadzał się do utworzenia małego, zdefiniowanego, w dużej mierze zamkniętego ekosystemu w którym sobie żyłam. Trochę odklejona od rzeczywistości z minimalnym udziałem w jakimkolwiek życiu publicznym. Bo tak mogłam, bo jestem introwertykiem, bo tak było mi łatwiej i lżej.

Ale w pewnym momencie się to zmieniło. Nagle zaczęło to mieć znaczenie w moim życiu. Z przerażeniem oglądałam relacje z protestów w wielu miastach i z niepokojem i strachem czekałam na to, co się wydarzy. Spędziłam długie godziny na rozmowach z klientkami i często zastanawiałyśmy się, co dalej nas czeka i ci mamy robić. Sprzedawać, nie sprzedawać? Działać zgodnie z planem, czy jednak zwolnić?

Straszne jest to, że na ulice wyszły setki tysięcy ludzi, a w sejmie dalej dział się i dzieje się cyrk na kółkach i całkowite oderwanie od rzeczywistości, a przede wszystkim od ludzi, którzy w naszym kraju żyją. Ja sobie poradzę, ale są ludzie, którym trzeba pomóc i nikt tej pomocy im nie zapewnia. Dzieci, których jedyny ciepły posiłek to był ten szkolny, na który nie mogą teraz liczyć. Dzieci, które nie mają w domu godnych warunków do życia, nie wspominając nawet o internecie i komputerze do nauki zdalnej. Ofiary przemocy domowej, którym nikt nie pomoże, rodziny, które z trudem wiążą koniec z końcem. Starsi ludzie, którzy są samotni, pozamykani w czterech ścianach.

Przez dłuższą chwilę ten strach mnie sparaliżował i nie wiedziałam co robić i czy w ogóle cokolwiek robić. Czułam się źle, miałam doła i nic nie wskazywało na to, żeby mi się polepszyło.

Dopiero odcięcie od internetu i natłoku informacji pomogło i mogłam zastanowić się, co dalej.

Co mogę zrobić w tej sytuacji?

Zaczęłam się zastanawiać, co robić. Czy poddać się lękowi, czy otrzepać kolana i iść dalej, małymi krokami, ale do przodku. Jeśli obserwujesz mnie nie od dziś, to wiesz, że działam metodą małych kroków i wierzę, że to one prowadzą do większych osiągnięć niż jednorazowe zrywy.

Jedna z moich klientek powtarza, że „życie się dzieje, a biznes trzeba prowadzić”.

Dlatego mimo strachu i przygnębienia zaczęłam działać na nowo i z powrotem rozbudzać w sobie tę zajawkę na prowadzenie firmy i dążenie do osiągnięcia wymarzonych celów.

Czy to jest proste i łatwe? Nie. Czasem też nie chce mi się wstać i siąść do pracy, ale mam świadomość tego, że każdy, nawet najmniejszy krok zrobiony dziś, zaprocentuje w przyszłości. Tutaj nie ma drogi na skróty, dlatego wstaję i robię to, co ma być zrobione.

Na szczęście mam wspaniałe klientki, z którymi współpraca to przyjemność (wymagająca), ale równie mocno satysfakcjonująca.

Zmiana sposobu myślenia

W ciągu ostatniego pół roku bardzo mocno pracowałam nad sobą. Szukałam siebie, swojego celu i starałam się odkryć swoją misję na tym świecie (to ciągle w toku).

Pracowałam nad poczuciem własnej wartości, samoakceptacją i syndromem oszusta. Odkrywałam swoje poszczególne karty i szukałam ile w nich jest prawdziwej mnie i co to dla mnie znaczy. Pozwoliłam sobie na bycie godną swojej wiedzy i w końcu zaakceptowałam fakt, że to, co umiem to nie jest jakiś przypadkowy zbiór umiejętności. To nie fart. To maszyna do działania w biznesie, połączona z dużą doza inteligencji (której mi nie brakuje).

Wcześniej myślałam, że nie ma nic wyjątkowego w tym, co wiem i że wiele osób myśli podobnie jak ja. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo się myliłam i zauważam inny poziom świadomości i wiedzy u różnych ludzi.

Dzięki pracy nad sobą (i treningowi mentalnemu) umiem dać sobie kuksańca gdy się zapomnę i staram umniejszać przed innymi swoje osiągnięcia czy wiedzę. I nie mam z tym problemu. Wcześniej zawsze mówiłam „nie no co Ty, spoko, nie ma sprawy, to dla mnie nic takiego”. Teraz już tego nie robię i czuję się z tym znacznie lepiej.

Pokonałam syndrom oszusta. Już nie boję się, że przyjdzie do mnie jakaś wymyślona internetowa policja i nie zakuje mnie w kajdany, demaskując przy tym moją nieudaczność, czy niewiedzę. Ufam sobie w pracy i wiem, że to co wymyślę i zrealizuję będzie bardzo dobre.

Słucham ludzi. Odróżniam konstruktywną krytykę od złego dnia. Uczę się wykrzesywać z siebie choćby minimalne pokłady empatii i staram się być dobra.

2.0.2.0.

Gdybym miała określić ten rok jednym słowem – byłoby to słowo WYMAGAJĄCY. Często w sieci widzę określenia, że 2020 to rok chujowy, w którym nic dobrego się nie zadziało. No oczywiście, umówmy się – najlepszym rokiem on nie jest, ale nic nigdy nie jest tylko złe i/lub tylko dobre. Cały czas poruszamy się po skali szarości i dla każdego z nas wahadełko wychyla się co jakiś czas w którąś ze stron.

Tak samo jest w tym przypadku.

Dlaczego 2020 to dla mnie rok wymagający?

  • wzięłam odpowiedzialność za swoje życie i działanie,
  • nauczyłam się dopasowywać do zmieniających się warunków pracy/ niepewności/ obawy o przyszłość,
  • działałam pomimo lęku i strachu,
  • pracowałam nad sobą,
  • przeprowadziłam się w środku pandemii,
  • zaczęłam cieszyć się z małych rzeczy,
  • pozwoliłam sobie na satysfakcję z pracy,
  • zrobiłam wiele wersji awaryjnych mojego biznesu i życia i tego, co w najgorszym wypadku może się wydarzyć.

Maraton wdzięczności

Ostatnio rozmawiałam z jedną klientką i dotarło do mnie, jak bardzo jestem wdzięczna za wszystko co mam i za niezależność, której doświadczam.

Dużo pracuję, ale zawsze mogę odpocząć w dowolnym momencie, jeśli tego potrzebuję. Mam stałe współprace z klientkami i nawet w obliczu pandemii mój biznes jest oparty o stałe findamenty.

Otaczają mnie życzliwi mi ludzie, którzy mi kibicują i wspierają, gdy trzeba. Mam na kogo liczyć i dzięki temu czuję się bezpieczniej.

Z natury jestem oszczędna i mogę odłożyć znaczną część mojej wypłaty, dzięki czemu jestem spokojna o moje finanse i systematycznie powiększam swoją finansową poduszkę.

Zaczynam ufać swojej intuicji i lepiej czuję różne sytuacje i ludzi. Jestem wdzięczna za to, że nie pakuję się już we współprace, które nie były dla mnie dobre i że odcinam się od ludzi, którzy nie są dla mnie dobrzy.

Mam ogromne szczęście, że akurat teraz jestem w miejscu, w którym jestem. Jest to jednak składowa ostatnich 3 lat mojego życia. Nieprzespanych nocy, długich godzin pracy i ton rozkmin nad tym, czy to, co robię ma właściwie sens (choć teraz już wiem, że ma i to ogromny).

Przebudzenie trwa

W końcu mogę powiedzieć, że zmierzam w dobrym kierunku. Wyciągnęłam kij z tyłka, mniej się stresuję, bardziej wierzę, że to, co robię ma sens. Przestałam patrzeć na innych i robię to, co chcę. Oswajam się też z myślą, że tak na prawdę mogę robić to, co chcę.

Na dziś to wszystko,

Kasia

Pin It on Pinterest